21 grudnia 2012

Mały szybki updejt



No więc tak … :)

Jeżeli chodzi o regularne wpisy – będą, obiecuję! Ale jeszcze nie teraz, hehe. Na usprawiedliwienie dodam, że mam ograniczony dostęp do netu. Zresztą ograniczę się, by nie spamować bloga samymi filmikami. Wypada napisać coś konkretnego od czasu do czasu. Planuję więc skrobnąć jakieś podsumowanie. Koniec miesiąca wydaję się być najlepszym terminem. Tak więc z końcem Grudnia napiszę co udało mi się zrobić.

Obecnie trenuję w miarę możliwości. Większy nacisk kładę na basen z wiadomych względów. Aha, obiecałem parę postów wcześniej wyspowiadać się z tego jak jestem przygotowany do sierpniowego startu w Poznaniu. To będzie kolejna rzecz do napisania.

Co tam jeszcze? Posty piszę na gorąco, chyba najlepsza metoda prowadzenia bloga dla mnie. Co mi siedzi na duszy, cyk, idzie na bloga.

Czytam teraz „Urodzonych biegaczy”. Jak skończę napiszę co o niej myślę.

Wesołych Świąt!

14 grudnia 2012

Bezpieczny rower w Norwegii

No i o to chodzi, takie podejście bardzo lubię :)

13 grudnia 2012

Tim Rogers „Mój pierwszy maraton”




Znajomy powiedział – mam książkę o maratonie. Pożycz – poprosiłem. Przeczytałem – to teraz napiszę co o niej myślę. Może przeczyta to jakaś wahająca się nad kupnem osoba. Ja się męczyłem czytając tą książkę, to teraz Wy się pomęczcie trochę czytając ten wpis :).

Nie wiedziałem kto to p.Rogers, a tytuł brzmiał dla mnie dwojako. Sądziłem, że będzie to opis jego przeżyć

11 grudnia 2012

Rower vs tir

Oto powód dla którego wolę trzymać się z dala od TIRa. Szczególnie, gdy będzie skręcał!








10 grudnia 2012

Zły przykład, oj zły.


Muszę uważać co mówię :D

Batony energetyczne - własna produkcja.

Założenie: szybko, tanio, wysoka jakość. Dobry stosunek ceny do jakości.

Każdy wie ile kosztują odżywki, izotoniki, batony energetyczne, żele odżywcze. Nie każdy może sobie pozwolić ćwicząc codziennie / co drugi dzień by z nich korzystać przez ten cały czas. Bywa tak, że czasami ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Nawet jeśli wszystko to nieprawda, nie znam osoby, która obrazi się mogąc zaoszczędzić parę złotych.

Zrobiłem ostatnio własne batony. Podzielę się jak :).

Użyłem szklanki jako miarki. Klasyczna szklanka mieści w sobie od 200 do 250 ml. Moja ma 200ml (Dla uproszczenia przyjąłem 200ml = 200g). Prawie wszystkie składniki wymierzyłem przy użyciu szklanki, z wyjątkiem jajka i czekolady.

 Przepis:

Co potrzeba:
  • Mąka – 1 szkl.
  • Płatki owsiane – 2 szkl.
  • Olej – ½ szkl.
  • Wiórki kokosowe – ½ szkl.
  • Słonecznik – ½ szkl.
  • Czekolada gorzka – 200g  (2 tabliczki)
  • Miód – 2/3 szkl.
  • Jajko – 1 szt.

Istnieje pewien problem – sypkość i objętość niektórych produktów. Np. płatki owsiane. Jedna szklanka powinna mieścić 200g płatków. Użyłem dwóch szklanek, więc w sumie powinno wyjść 400g. Opakowanie zawiera 500g. Po odważeniu 2 szklanek zostało mi mniejsze pół opakowania płatków(?!). To dowodzi, że zostało zużyte, licząc na oko, trochę ponad 250g (a nie 400g tak jak mówi przepis). Na razie odstawmy tę kwestie na bok. Będzie potrzebna przy omawianiu wartości energetycznej i ceny gotowego produktu. O tym kiedy indziej… a przy okazji trzeba się rozejrzeć za jakąś wagą kuchenną :).


Przejdźmy do produkcji :)!

Do pierwszej miski odmierzam: mąkę, płatki owsiane, wiórki kokosowe, słonecznik oraz gorzką czekoladę. Czekoladę trzeba wcześniej rozdrobnić na małe kawałki. Najlepiej pociąć ją nożem na desce do krojenia. Ja wcześniej, przed rozpakowaniem, kruszę ją jak najbardziej w rękach. Później trochę potłukę tłuczkiem do mięsa. Dzięki temu jest mniej krojenia.


Do drugiej miski wlewam: olej, miód i wbijam jajko. To nasz zlepiacz. Mieszam go widelcem.


 

Następnie przelewam wymieszany zlepiacz do pierwszej miski. Wszystko merdamy. Nie mogą zostać suche płatki bądź mąka. Masę odstawiamy na 10 – 20 min do nasiąknięcia.


 

Rozgrzewamy piekarnik, maksymalnie do 200 stopni. Ja staram się piec w 180 stopniach – brzegi nie przypalają się za szybko. Bierzemy blachę do pieczenia. Wykładamy ją papierem do pieczenia lub folią aluminiową - kto co ma. Gdy piekarnik nagrzeje się wykładamy masę na blachę używając łyżki. Rozpościeramy wszystko równomiernie przy okazji uklepując – chcemy mieć jak najbardziej jednolitą masę.


Blacha wędruję do piekarnika na ~15 min. Najlepiej zerkać od czasu do czasu. Góra powinna być przyrumieniona, a brzegi nie spalone. Jak brzegi zaczynają się za bardzo rumienić to nadszedł czas by wyciągnąć blachę. Baton odstawiamy do wystygnięcia. Kroimy go na kawałki wg uznania.

Niebawem przedstawię jak wygląda cenowo zrobienie własnych batonów energetycznych oraz porównam je z gotowymi produktami, które można kupić w internecie.


Internet roi się od tego typu przepisów. Różnią się użytymi produktami, proporcjami, spełnianą rolą, itd. Poniżej linki do podobnych przepisów. Może znajdziecie jakąś ciekawą inspirację. Dajcie znać :D

Główna inspiracja - im226

Vick gear

Boungler


9 grudnia 2012

Sportowcu - szprycuj się!

Sport to nie rurki z kremem! Dobry kox od czasu do czasu jest jak najbardziej wskazany. Dzisiaj wujek TriWannabe mówi, że:

4 marchwki

5 małych jabłek

1 średni burak

= M O C

Gorąco polecam, Robert Makł... wróć, to nie ten blog :). A tak z innej beczki, czytaj sokowirówki, świeży sok po treningu to jest to, co smerfy lubią najbardziej. Dawno, dawno temu czytałem jedną z książek p.Tombaka i rozdział traktujący o sokach wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Od tamtego czasu staram się często pić świeże soki, a odkąd trenuje regularnie - częściej :).
Temat p.Tombaka obiecuję sobie odświeżyć i przybliżyć go tutaj wkrótce. Pozdrawiam!

8 grudnia 2012

Mój pierwszy raz w Poznaniu na tri sposoby!

Czekałem w napięciu. W końcu wiem! Poznań Triathlon 2013! Dokładnie 04.08.2013 za 238 dni od teraz wystartuję na dystansie 1/4  Ironman (950m, 45km, 10,55km).

 
To będzie mój debiut w triathlonie. Wiem, po co ćwiczę. Mam cel przed sobą i marzenia czegoś więcej do osiągnięcia, ale nie od razu! To mniejsza stacja w drodze do Ironman’a. Większy cel na sezon 2013.

Zastanawiałem się czy nie porywam się z motyką na Słońce? Sprzętowo stoję słabo. Kondycyjnie też. Nie wspominając już o technice! Skromnie mówiąc nie jestem przygotowany do tego startu. Tylko, że … nie mam zamiaru walczyć o czołowe miejsca, a czasu do startu jeszcze jest dużo. Miejsca na podium zostawię dla bardziej doświadczonym zawodników :). Liczy się ukończenie!

Organizator ustalił poszczególne limity czasowe na:

  • Pływanie                  45 min.
  • Rowerowanie         2,5 h
  • Bieganie                   4 h
To nie są czasy na poszczególną dyscyplinę. To są deadline’y tych etapów. W sumie 4h na całość – i to jest w moim zasięgu :). Co więcej dystans jest nieco zmieniony względem dystansu olimpijskiego na moją korzyść. Olimpijka to 1,5km, 40km i 10km a tu mamy, tak jak pisałem wyżej, 950m, 45km, 10,55km. Mniej wody więcej rowerowania – idealnie na początek (Subiektywnie pływanie odczuwam za cięższą dyscyplinę od roweru)!

Okres oficjalnych przygotowań czas zacząć! Wkrótce wyspowiadam się sam przed sobą i Wami, opiszę jak wyglądam: sprzętowo, kondycyjnie oraz technicznie.

Szacunek!

Jeśli chcesz być tam, gdzie nigdy nie byłeś,
musisz iść drogą, którą nigdy nie szedłeś.
Jeśli chcesz zdobyć to, czego nigdy nie miałeś,
musisz robić to, czego nigdy nie robiłeś.


7 grudnia 2012

Rower po japońsku

Niezły bajer :). Fajnie by było mieć coś takiego w Polsce. Jesteś na mieście, nachodzi Cię ochota na trening. Wsiadasz i pedałujesz. Proste :)

 


Buszujący w zbożu.

W wolnych chwilach latam po internecie i czytam o bieganiu, pływaniu, jeździe na rowerze, poprawie technik, przygotowaniach do startów, itd. O tym co robić, a czego nie. Szukam porad i inspiracji. Wiadomo jak to w internecie: ble ble ble i od czasu do czasu coś wartego uwagi : ).

Natknąłem się na ciekawą rzecz:

Zdjęcie ze strony www.deltatriathlon.wordpress.com

Nie byle gdzie, ale w Kona na Hawajach, można zobaczyć takie znaki postawione wzdłuż dróg. Są one po to, jak mniemam, by uczestnicy Ironman’a mogli przygotowywać się do startu bezpieczniej. To w Kona odbywają się Mistrzostwa Świata w Ironman’ie. Tak sobie pomyślałem, czy kiedykolwiek w Polsce będziemy mieć do czynienia z podobną troską o uczestników imprez sportowych jak w przypadku Mistrzostw Świata w Triathlonie na dystansie Ironman? Ranga imprezy znacząca. Nic dziwnego w takim sposobie jej przygotowania. Nie wszędzie należy wymagać od organizatorów tak daleko posuniętych kroków. Po prostu… taka myśl przeleciała mi przez głowę. Co myślicie?

Zdjęcie ze strony http://www.flickr.com/photos/russellc

Zdjęcie ze strony http://www.lakeplacidpd.com/


6 grudnia 2012

Un buen mango

Moja Mama z gotowaniem ma dużo wspólnego, jest zawodowa kucharka. Teraz kiedy i ja zainteresowałem się zdrowym jedzeniem mamy kolejny wspólny temat. Mama zawsze mówiła: śniadanie to podstawowy posiłek dnia! Pamiętaj żeby był na tyle obfity i bogaty w różne różności, żeby starczył na cały dzień; to fundament dziennego spożycia. Mniej więcej. Tak jak i inne modrości mojej Mamy, tak tą wziąłem sobie głęboko do serca. Poniżej przedstawiam pyszny dodatek do śniadania. W zabiegane dni może stanowić samodzielny posiłek, kto co lubi.

Do jedzenia*:
Mango, sztuk jedna. Mango należy dokładnie umyć... i to tyle jeżeli chodzi o przygotowanie posiłku.



Następnie mango należy rozpakować. Istnieją dwie szkoły rozpakowywania mango: na brudno i na czysto.

1. Na brudno: obieramy owoc nad umywalką, po obraniu jemy nad umywalką. Nie bez przypadku uwypuklam słowo nad umywalką, ponieważ ilość soku w mango jest wprost proporcjonalna do ilości soku w sokach z Lidla [ilość cukru w cukrze?], czyli: sok leci z mango tak samo obficie jak ze mnie po dobrym treningu.

2. Na czysto: jak na zdjęciu poniżej. Robimy małą dziurkę u nasady przez która będziemy pomału wysysać wszystkie pyszności, jakie Natura skryła przed nami pod grubą, odporną na miętolenie skórą.



Mango ma w środku całkiem dużą, płaską pestkę. Pestka ta pomaga nam w wytrząsaniu miąższu ze środka owocu przy metodzie na czysto. Mango jest dosyć popularne w diecie południowo amerykańskiej. Na tyle popularne, że stało się tematem radosnej twórczości ulicznej. Lokalne piosenki opowiadają, w przybliżeniu: ...o tym jak jakiś mężczyzna odpoczywając w hamaku czeka, aż jego Ukochana przyjedzie do niego. On tymczasem leniwie ssie słodkie mango. Słodkie jak jego Ukochana, słodkie jak Miłość, która jest między nimi. Pomału ... leniwie ... kropelka po kropelce. Ssie aż do samej pestki.
Charakter latino :-).



Ale dlaczego w ogóle mango?

Nie daje super dużo energii – no cóż. Jednak fakt, iż zawiera całkiem sporo witamin sprawia, że mango stanowi świetne uzupełnienie diety. Jakoś nigdy nie mogłem przekonać się do różnych witaminek w tabletkach. Przejąłem podejście mojej Babci: naturalne > syntetyczne.

Tutaj można rzucić okiem na to co dobrego mango kryje w 100 gramach:


Baza mamzdorwie.pl

Witamina A, C, D, E, K, B6 + Wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas i trochę mniej sodu, cynku, miedzi, manganu. Jak dla mnie bomba!

A co pijemy do śniadania?

Coś w rodzaju zielonej herbatki, o której wkrótce postaram się napisać więcej:




 * raczej powinno być: do jedzeniopicia, bo to co czeka na nas w środku mango nie da się określić jednoznacznie. W sumie najpierw jesz, potem pijesz ... dziwny owoc.



3 grudnia 2012

Porad startowych garść pierwsza.

Jestem początkującym zawodnikiem z dużymi aspiracjami. Mój brak doświadczenia z jednej strony jest przeszkodą, gdyż nie wiem tego co ludzie uprawiający bieganie/triathlon od, powiedzmy, 5 lat. Z drugiej strony świeżym okiem jestem w stanie dostrzec niuanse, które stanowią o przewadze, bądź po prostu są pomocne, a na pewno pomogły mojej skromnej osobie :).

Oto czasami banalne, jednak z mojego punktu widzenia przydatne, moje spostrzeżenia z wyścigów, czyli:

Tipsy Startowe!


Ustawianie się na starcie.

Na kościańskim półmaratonie chciałem być gentlemanem i stanąć w miejscu jakie zostało wyznaczone dla czasu w jakim chciałem dobiec (By uniknąć niepotrzebnego bałaganu organizator wyścigu dzieli przestrzeń przed startem wg czasu w jakim uczestnicy chcą dobiec do mety). Niestety w podobny sposób postąpiło niewiele osób. Start był tłoczny i przeciągnięty. Musiałem poruszać się wężem by móc biec swoim tempem. Lepiej ustawić się bardziej z przodu względem czasu w jaki się celuje. Szybsi zawodnicy i tak wyminą Cię po chwili zostawiając dużo wolnej przestrzeni.

Punkty żywieniowe.

Chcąc ugasić pragnienie korzystamy z pracy wolontariuszy oferujących wodę w kubeczkach. Chwytamy kubeczek, jego zawartość wylewa się dookoła. Do naszych ust trafiają zaledwie dwa łyczki. Następny punkt żywieniowy daleko, a nam ciągle chce się pić. Co robić? Dobiegając do punktu należy wystawić rękę sygnalizując, że chcielibyśmy dostać kubeczek. Lepsze to od chwytania znienacka. Nie trzeba brać na początku punktu. Trzy metry dalej tez będzie wolontariusz. Wystarczy dla wszystkich. Biorąc kubeczek należy go chwycić od góry i ścisnąć. Tym samym zamkniemy go w wygodnym dla nas uścisku i jego zawartość zostanie na miejscu.



Ściganie pacemakera.

Pacemaker – osoba biegnąca jednym tempem, która prowadzi bieg na określony czas. Najczęściej osoba z doczepionym balonikiem. Na baloniku napisany jest czas, załóżmy, 2:30 – w tym czasie osoba ta będzie się starała dobiec na metę. Coś jak marchewka i osiołek. Pacemaker to marchewka, my robimy za osiołka :). W biegach bez pacemakerów najprostszym zamiennikiem jest obranie sobie za pacemakera jakiegoś, wyglądającego na oko, lepszego zawodnika. Goniąc kogoś zawsze biegnie się lepiej niż uciekając przed kimś. Szczególnie jeśli chodzi o długi dystans.


Finisz a sprawa sprintu.

Tak – jestem winny. Udzieliło mi się w Kościanie na półmaratonie i finisz galopowałem jak młody kuc :). Inna sprawa to nieznajomość moich możliwości. Jeśli ostatni kilometr byłem w stanie narzucić sobie tak wysokie tempo to prawdopodobnie byłem również w stanie już wcześniej umiarkowanie przyspieszyć i tym samym atakować lepszy czas. Sprint na finiszu jest niepotrzebny. Niczego nie wnosi i niczego nie zmieni. Ludzie stojący na mecie lubią widowiskowe finisze, ale nie w tym rzecz. Lepiej obrać inna strategię rozkładając siły by powalczyć o lepszy czas.

WC kwadrans, czyli na kwadrans przed startem.

Przedstartowy entuzjazm udziela się chyb każdemu uczestnikowi biegu. Nie można w tym czasie zapominać o najistotniejszym. Przez następne dwie / cztery godziny nie będzie przerwy na siku. Mimo dużego wysiłku w trakcie biegu i litrów straconego potu, pamiętajmy, że przed startem cały czas dbaliśmy o odpowiednie nawodnienie organizmu. Pusty pęcherz po prostu przekłada się na komfortowy bieg – pamiętajcie o tym drobnym szczególe :).

Nawadnianie.

Wyżej opisałem jeden ze skutków przedstartowego nawadniania. Jednak na godzinę przed startem proponuję małymi łyczkami popijać izotonik. W czasie treningu żołądek jest w stanie bez problemu przyswoić  do 400 ml płynów przez godzinę. Przed startem można śmiało wypić właśnie tyle (Nie zapominając oczywiście o WC kwadransie!). Przygotuje to nasz organizm do wysiłku, jaki go czeka.

I nie zmienia się nic.

Wszystkie nowinki i zmiany mogą poczekać aż do następnego treningu. To będzie najlepszy czas dla nowości. W dzień startu najlepiej nic nie zmieniać. Nowe buty, inne śniadanie, odkrywcze żele energetyczne – to wszystko może poczekać. Nie znamy konsekwencji jakie te zmiany mogą przynieść.

Przedstartowa bomba energetyczna.

I nie mam tutaj na myśli tej od batonów energetycznych bądź napoi pobudzających (Podziwiam osoby pijące te wynalazki). Tłum rządzi się swoimi prawami. Przed startem stanowimy jego składową co przekłada się na nasze nastawienie. Często na pierwszych kilometrach można natknąć się na osoby, które biegną jak torpedy, myśląc sobie pewnie coś w rodzaju: „Wow, ależ dziś mam dobre tempo. Jestem w stanie wyprzedzać innych bez problemu. Nie mogę tego przegapić”. I biegnie taki delikwent by po 6 km chciwie łapać oddech walcząc z kolką. Przed startem trzeba mieć plan – i się go trzymać! Lepiej prosty plan, niż żaden.

2 grudnia 2012

Półtorej maratonu

No i stało się. Zadebiutowałem całkiem nieźle – tak sądzę. Tak czy inaczej jestem zadowolony z wyniku.

W VIII Międzynarodowym kościańskim półmaratonie zająłem 589 w kategorii open i 135 w kategorii M18 a czas jaki udało mi się uzyskać to 1:47:56!


Nie dość, że osiągnąłem cel zejścia poniżej dwóch godzin to dodatkowo złamałem 1:50:00 czego się nie spodziewałem. Treningi z Kubą opłaciły się!

Jeżeli chodzi o sam półmaraton to warunki jakie nas zastały były idealne. Bezwietrznie, sucho, temperatura ok 10 stopni. Trasa była wąska, nie sądziłem, że będziemy tak długo biec zbici w grupę. Ok. pierwsze pięć kilometrów biegłem obok Kuby (Miałem założenie, że będę się trzymał jakieś 20m za nim. A wyszło tak jak zawsze i biegliśmy obok siebie :), staraliśmy się stopniowo przebić przez gąszcz ludzi. Jednak trener Adaś miał dużo racji mówiąc, żeby na starcie ustawić się nie wg tabliczek z podziałami czasowymi w jakich chcieliśmy dobiec, ale pójść bardziej do przodu. Wtedy szybsi zawodnicy i tak pobiegnąć swoim tempem zostawiając nas w tyle i dzięki temu będziemy mieli dużo wolnej przestrzeni przed sobą.

To była pierwsza rzecz jakiej się nauczyłem dzięki temu półmaratonowi. Druga to: koniecznie odwiedzić ubikację na 3 minuty przed startem. Dbałem o odpowiednie nawodnienie, aż za bardzo :). Trzecia rzecz to: nie spirtować na finishu. To i tak nie będzie miało dużego wpływu na generalny czas (Ale dzięki temu mam godzinę 47 a nie 48 :) ha!)

Opisałem półmaraton, teraz czas na maraton. Biegłem? Skądże! Chcę tylko przytoczyć sprawę medali jednego z bardziej prestiżowych maratonów na świecie, tj.: New York City Mrathon.

Przez huragan Sandy i szkody jakie wywołał NYCM został odwołany, a medale… rozdane chętnym. Osądzicie to sami.

1 grudnia 2012

About Tri Wannabe

Jestem człowiekiem wielu pasji. Jedną z nich jest sport i aktywny tryb życia. Tak jak innych targają mną namiętności. Coś się zaczyna, coś się kończy.

Będąc małym chłopcem miałem głowę nabitą marzeniami. Na szczęście nic się nie zmieniło. Z podziwem śledziłem moich idoli, z błyskiem w oku oglądałem ich wyczyny. Pewnie tak zostały zasiane pomysły o osiąganiu celów. I oczywiście, nie byle jakich celów, ale celów najlepszych spośród wszystkich. Życie po drodze weryfikowało dużo. Coś się zaczęło, coś się skończyło.

Nie mogę powiedzieć o sobie – sportowiec. Chociaż amatorem też mnie nie nazwiesz. Jestem gdzieś pomiędzy. Jednak mam sportowe pasje … i marzenia, a rywalizacja w tym wszystkim jest wartością dodaną.

Zasiane kiedyś nasionko kiełkowało i rosło na kształt, którego nie byłem w stanie rozpoznać. Z czasem kształt ten nabrał formę czegoś trudnego i z pozoru nieosiągalnego. Nic dziwnego – czym jest łatwe do zrealizowania marzenie? Coś co przyszło bez wysiłku nie zasługuje na naszą uwagę.
Coś się zacznie! Moja droga prowadzi do triatlonu: ironman.


Blog nosi tytuł Tri Wannabe. Wiem, że nigdy nie będę profesjonalntm triathlonistą. Ale wiem też, że jako amator chce dać z siebie wszystko by usłyszeć pewnego dnia: "Youare an Ironman!". 

Chce używać tego bloga jako mojego motywatora. Czasami będę umieszczał jakieś błahe wpisy. Coś nieistotnego, lub głupiego :). Będę dzielił się moją, niekoniecznie obszerną, wiedzą. Prezentował moje dokonania bądź pokazywał mój sposób podejścia do treningu czy ćwiczeń. Ten blog to tylko motywator. Nie musi być idealny, ale musi spełniać swoje zadanie. Jeżeli szukasz kompetentnych porad - rusz głową i rusz internetem. Jeżeli chcesz śledzić postęp w drodze do Ironman'a - śledź Tri Wannabe!